Sprawozdanie z trzeciej tury spotkań synodalnych

16
wrz

Sprawozdanie z trzeciej tury spotkań synodalnych

Sprawozdanie obejmuje dwa spotkania Rady Synodalnej oraz spotkanie ogólnoparafialne, jest ono kompilacją i interpretacją notatek z prac dziewięciu grup. Pierwotną inspiracją tematów rozmów był rozdział II pt. „Autoportret Kościoła Archidiecezji Łódzkiej”. Rozdział ten podkreśla jakby trzy nogi, na których stoi dobre funkcjonowanie parafii:

1) stała posługa charytatywna,

2) głoszenie kerygmatu (podstawowego głoszenia zbawienia w Chrystusie) i katechezy (nauczania jak żyć jako chrześcijanin),

3) małe wspólnoty (chodzi o działalność różnych grup modlitewno-formacyjnych: wspólnot Oazowych, Żywej Róży, scholii itd.).

Ad. 1) Szczerze powiedziawszy temat osób potrzebujących jako ludzi w kryzysie, których sytuacja wymaga udzielenia natychmiastowej pomocy, na naszych spotkaniach niemal nie zaistniał prócz ponownego podkreślenia, że chcielibyśmy w parafii dobrze zorganizowanej i stałej posługi charytatywnej. Jednak bardzo wiele mówiono o tym, co jest potrzebą każdego z nas lub niemal każdego z nas – jest to potrzeba wzajemnych relacji i poczucia wsparcia w innych chrześcijanach. Nasza parafia dla wielu nie jest miejscem, w którym służymy sobie nawzajem. Przykładem mogą być osoby niepełnosprawne, których w parafii jest dużo więcej niż większości z nas się wydaje i które często nie są realnie włączane w życie parafialne – a przecież te osoby mogą służyć wieloma darami, a nie tylko być przedmiotem pomocy. Potrzebujemy nie tylko być nastawieni na pomoc ludziom o szczególnych potrzebach, potrzebujemy nauczyć się pomagać sobie nawzajem.

Ad. 2) Ktoś powiedział, że do misyjności potrzeba wiedzy i charyzmatów. W sposób naturalny wrócił więc temat duchownych i ich zaangażowania we wszelkie formy spotkań odbywających się w parafii. Liczba księży jest ograniczona i często są zbyt zajęci, by mieć siłę na rzeczy, które wychodzą poza zakres ich dotychczasowych obowiązków. Tymczasem wciąż powtarza się prośba, by byli obecni wśród świeckich i oprócz dobrych kazań i nauczania dzieci prowadzili dodatkowe katechezy dla dorosłych (np. dotyczące ekumenizmu i innych tematów, które dla wielu są trudne ze względu na obecność wielu błędnych opinii docierających do nas z mediów). Jednocześnie zwracano uwagę, że im więcej ktoś ma zajęć, tym mniejsze wykazuje zaangażowanie w te zajęcia, mniejszą kreatywność. Ważne jest więc włączenie świeckich w posługę misyjną w parafii. Chodzi tu zarówno o takie „promieniowanie” wiarą w życiu codziennym (o którym było więcej w poprzednim sprawozdaniu), jak i o dopracowanie metod docierania do ludzi (ze świadectwem, informacjami o wydarzeniach), a wręcz promocję w różnorodnych mediach. Misyjność powinna być też koniecznym elementem życia wspólnot modlitewno-formacyjnych. Żadna grupa w parafii nie powinna istnieć sama dla siebie (taki bezpieczny azyl dla grona lubiących się osób). Każda taka wspólnota winna mieć na względzie inne potrzeby niż tylko swoje własne, a więc być otwarta na podejmowanie pewnych zadań dla dobra ogółu parafian. Chodzi tu między innymi o zapraszanie osób spoza wspólnoty do udziału w jakimś wydarzeniu integracyjnym lub akcji charytatywnej organizowanej przez tężę wspólnotę. Zwłaszcza ludzie młodzi chętniej angażują się w pojedyncze wydarzenia (akcje) niż w coś stałego. Takie krótkookresowe, niezobowiązujące zaangażowania mogą pomóc wielu oswoić się z rzeczywistością Kościoła. Poza tym trzeba zwrócić uwagę na potrzeby parafian w aspekcie emocjonalnego przeżywania religijności (muzyka, piękno celebracji, ukazywanie Tajemnicy) – to też nie zależy wyłącznie od księży, a może przyciągać nowych ludzi do parafii.

Ad. 3) Parafia powinna być wspólnotą wspólnot. Założenie jest takie, że małe wspólnoty ludzi, którzy dobrze się znają i pomagają sobie nawzajem wzrastać w wierze, powinny współpracować budując większą wspólnotę parafii. Członkowie Rady Synodalnej wyrazili przekonanie, że u nas tego nie widać (np. bo jest słaby kontakt pomiędzy grupami modlitewno-formacyjnymi). Oczywiście są aktualnie podejmowane inicjatywy mające pomóc budować wspomnianą wspólnotę wspólnot (ostatni festyn parafialny był owocem współpracy wielu różnych grup oraz osób po prostu chętnych, by zrobić razem coś fajnego). Jest to jednak przykład pojedynczej akcji, a nie trwałej współpracy. Na spotkaniach Rady Synodalnej stwierdzono, że potrzebujemy stałych spotkań Rady Duszpasterskiej, w której byliby przedstawiciele wszystkich wspólnot i grup parafialnych. Prowadziłoby to do nawiązywania relacji i bardziej efektywnego przepływu informacji, także o tym, jakie posługi dla dobra całej parafii członkowie poszczególnych grup mogliby podjąć. Poza tym trzeba dać ludziom poczucie sprawczości oraz przerzucić na wybranych świeckich pewne decyzje (sprawczość i decyzyjność). Dla pewnych działań przydałoby się wypracowywać konkretne biznesplany, tworzyć grupy zadaniowe. Inne kwestie wymagają, by nie oczekiwać nagłych rezultatów i dać sobie oraz innym czas na wzrost. Działania na rzecz rozwoju współpracy między duchownymi i świeckimi oraz między różnymi małymi wspólnotami są potrzebne, bo dostrzegamy, że na poziomie parafii brakuje postaw brania odpowiedzialności za siebie nawzajem. Nie do końca wiemy jak taką odpowiedzialność budować, bo ona rodzi się wraz z rozwojem duchowym poszczególnych osób i grup, a takie pojedyncze akcje jak festyn, parafialne dni skupienia itp. mogą pomóc, ale nie wystarczą. Zwrócono więc uwagę na potrzebę rozwijania świadomości odpowiedzialności za wspólne dobro. Można zacząć od brania odpowiedzialności za małe rzeczy, np. jakieś sprzątanie, zaproponowanie poprowadzenia nabożeństwa itd. (okazuje się, że nasi duszpasterze oczekują na inicjatywy świeckich, nie chcą wciąż prosić o udział w tym, co sami wymyślą). Jednocześnie warto od czasu do czasu podejmować działania angażujące różne grupy, na przykład wspólne modlitwy uwielbienia, pielgrzymki itp.

 

W związku z powyższym na kolejnych spotkaniach przede wszystkim pytano o to, czy kiedykolwiek czuliśmy się zaproszeni do współodpowiedzialności za parafię, do służenia innym tymi talentami, jakie mamy.

Z wielu wypowiedzi wyłania się obraz, że to zaproszenie jest kierowane do nas przez Boga i przez ludzi. A można rzec, że najczęściej zaproszenie od Boga przychodzi przez drugiego człowieka. Wzorcem takiego myślenia okazali się księża pracujący w naszej parafii, którzy dawali świadectwo odczytywania w swoim posłaniu do tej konkretnej wspólnoty zaproszenie od samego Boga. Natomiast współodpowiedzialność świeckich za wspólnotę parafialną dla wielu kojarzy się przede wszystkim z ofiarami finansowymi. Ofiary finansowe są oczywiście elementem współodpowiedzialności, ale nie możemy się na tym zatrzymać. Na spotkaniach zwrócono uwagę, że w naszym kraju jest coraz mniej księży, którym coraz trudniej zaspokoić potrzeby wiernych. Olbrzymią wagę ma więc fakt, że w Kościele osobami odpowiedzialnymi mogą być nie tylko duchowni, wcześniej czy później część odpowiedzialności będą musieli  przejąć świeccy. Zwłaszcza, że także świeccy doświadczają zaangażowania w życie parafii jako powołania, którego źródłem jest wola Boga. Przykładowo osoba odpowiedzialna za funkcjonowanie jednej z grup modlitewnych podkreśliła, że wraz z zaproszeniem do przyjęcia odpowiedzialności Bóg jednocześnie dał jej czas i siłę (widać z wypowiedzi tej osoby, że przyjęła swoją funkcję od Boga, jako Jego wolę, oraz że realizuje swoje zadania dzięki Jego darom). Dla mnie osobiście niesamowicie inspirujący jest też fakt, że w  sprawozdaniach z prac grup synodalnych aż trudno zliczyć świadectwa o tym, że podjęcie odpowiedzialności daje radość. Są wśród nas też osoby, które poczuły się zaproszone do przyjęcia swojej cząstki odpowiedzialności za wspólnotę Kościoła poza parafią (i oczywiście ich doświadczenie ubogaca także nas). Mamy więc świeckich, którzy są realnie współodpowiedzialni, którzy doświadczają, że ich udział w budowaniu wspólnoty jest konkretny, ważny. Obserwujemy jednocześnie, że liczba świeckich, którzy odczytują wezwanie do podjęcia różnych zadań w parafii nie jest duża. Osoby zaangażowane w różne parafialne wspólnoty podkreślały też trudność w znalezieniu następców, ludzi, którzy chcieliby nie tyle skorzystać z „oferty parafii”, ale podjąć jakąś odpowiedzialność. A rozmawialiśmy często o zaangażowaniach drobnych, możliwych dla większości świeckich, a nie o rzeczach wymagających specjalnych kompetencji. Jedna z grup synodalnych opracowała pytania, na jakie powinien sobie odpowiedzieć każdy parafianin: „Co mógłbym dać od siebie dla parafian? Co robię dla parafii? W którym z obszarów czuję się najbardziej współodpowiedzialny: działalność charytatywna, liturgia, dbałość o świątynię i otoczenie, komunikacja z ludźmi/działalność informacyjna, modlitwa/prowadzenie modlitwy lub rozważań, działalność gospodarcza, doradcza”. Powiedzmy sobie szczerze: nieliczni świeccy stawiają sobie takie pytania, większość ogranicza się do wsparcia finansowego podczas zbierania ofiar na mszy lub przy okazji kolędy. Trzeba więc najpierw spróbować odpowiedzieć na pytanie jak prowadzić ludzi świeckich do większej odpowiedzialności za wspólnotę, jak uświadomić im, że są potrzebni. Na spotkaniach zwrócono uwagę na wiele aspektów z tym związanych, które posegregowałam w pewne kategorie (z góry przepraszam za to, że jest to podział subiektywny).

  1. Diagnoza

W wypowiedziach członków grup znajdujemy stwierdzenia: „ludzie nie chcą odpowiedzialności”, „pokolenie ceniące święty spokój”. To zjawisko ma szereg przyczyn, od historii naszego lokalnego Kościoła po to, jak funkcjonujemy we współczesnym społeczeństwie. Nie ma tu miejsca i nie było celem naszych spotkań, by to dokładnie opisać. Zauważono, że bardzo łatwo powstaje w nas przyzwyczajenie do tego, że ktoś coś dla nas prowadzi (śpiewy prowadzi organista, grupę oazową animator lub animatorka itd.). Takie przyzwyczajenie sprawia, że wyznaczenie kogokolwiek innego do wzięcia odpowiedzialności staje się trudne, a jak z jakiś przyczyn znika lider, to grupa się rozpada (lub jakaś działalność się kończy). Jednocześnie takie przyzwyczajenie dotyczy także osób odpowiedzialnych. Łatwo z jednej strony czuć się za mocno obciążonym/obciążoną odpowiedzialnością, a z drugiej strony nie umieć wypuścić czegokolwiek ze swoich rąk, poprosić kogoś o pomoc.

Nie wszyscy świeccy mają poczucie bycia zaproszonymi do zaangażowania, niektórzy „nie widzą specjalnych darów w sobie”, a są tacy, którzy powiedzą „nawet gdybym był zaproszony to nie byłbym zainteresowany”. Są też osoby, które przez zaangażowanie rozumieją branie udziału w tym, co oferuje parafia lub diecezja, ale nie widzą w czym oni mogliby posłużyć innym (czyli nie tyle wziąć udział np. w jakimś nabożeństwie, co pomóc np. w organizacji zbiórki charytatywnej). Są też świeccy, którzy nie umieją pozytywnie przyjmować zaangażowania innych świeckich, uważając, że w Kościele za wszystko powinni być odpowiedzialni jedynie księża. Zauważono także, że współczesnych dzieci często nie wychowuje się do odpowiedzialności za cokolwiek, a gdy one dorastają, to problemy pojawiają się nie tylko na polu życia rodzinnego, czy pracy, ale też w życiu religijnym.

  1. Postawy

Po pierwsze trzeba być otwartym na działanie samego Boga, jak to ktoś powiedział „dać pole do działania Panu Bogu”. Jeśli uświadomimy sobie, że to On jest szefem (On powołuje) oraz jeśli osoby przychodzące do parafii będą miały szansę zobaczyć w Jezusie przyjaciela (człowiek mający dobry obraz Boga może Go usłyszeć, odpowiedzieć), to nasz Kościół powoli będzie się zmieniał. Z naszej strony ważna jest pogoda ducha w służeniu innym tak, jak potrafimy, zwykły uśmiech, otwartość na drugiego człowieka. Ta ostatnia nie polega jedynie na przyjmowaniu ludzi takimi, jacy są, ale na zobaczeniu jak bardzo są utalentowani, jak dużą wiedzę i bagaż doświadczeń posiadają. Można więc pytać ludzi o jakiej parafii marzą, pytać ich, co potrafią, co lubią robić, zapraszać do zrobienia czegoś wspólnie w parafii. Tu chodzi o przyjęcie względem innych postawy włączającej we wspólnotę, dostrzegającej nie tylko wartość człowieka, jako takiego, ale wartość jego darów (talentów, doświadczeń). Mówiono tu o wchodzeniu w osobiste interakcje z innymi, nawiązywaniu osobistych relacji i kierowaniu osobistych zaproszeń do współodpowiedzialności. Ktoś powiedział, że warto pomyśleć o swoich znajomych (a więc te zaproszenia do zrobienia czegoś razem nie muszą odbywać się wyłącznie w kontekście spotkania kogoś w kościele, przecież można zaprosić sąsiada). Zwrócono uwagę na potrzebę wychodzenia z takimi zaproszeniami szczególnie do mężczyzn, zapraszania ich do konkretnych zadań (pozwalania im na bycie realnie odpowiedzialnymi za takie czy inne działania). Oprócz osobistych interakcji ważne jest też po prostu informowanie parafian o tym jakie są potrzeby, bo ludzie często nie wiedzą, że są potrzebni. Warto przy tym przyjąć zasadę, żeby jasno określać zadania (upieczenie ciasta to nie to samo co organizacja przyjęcia) i starać się, by w każdej wspólnej „akcji” współodpowiedzialnymi za jakiś element były co najmniej dwie-trzy osoby.

Zwracano uwagę na fakt, że w naszym niepewnym świecie, gdzie często różnorakie obowiązki nas wprost przytłaczają, wielu osobom łatwiej zaangażować się w jakąś jednorazową aktywność niż w stałą posługę. Otwartość na takie jednorazowe, czy tymczasowe zaangażowania należy docenić i warto stwarzać okoliczności im sprzyjające. I nie musi to zawsze być coś związanego ściśle z życiem religijnym. Wspólne zabawy, np. festyny, są okazją do nawiązania osobistych relacji, a jednocześnie do zrobienia czegoś razem. Wspólne zaangażowanie nie musi odbywać się wyłącznie na terenie przy kościele, może to być coś dobrego dla lokalnej społeczności (sprzątanie lasu) lub powiązanego z realizacją jakiegoś hobby (chodzenie z kijkami, wyprawy rowerowe, spanie w lesie). Bycie we wspólnocie może więc oznaczać dzielenie się z innymi swoimi pasjami, nawet bardzo oryginalnymi. Podkreślano, że do tworzenia wspólnoty potrzebne są spotkania nieformalne, bo to one prowadzą do integracji. Ktoś zwrócił uwagę, że to widać po mszach świętych: większość parafian szybko odchodzi, niewielu zostaje by z kimś choć chwilę porozmawiać, spędzić razem czas, ucieszyć się sobą (zapytano: „Gdzie jest nasza radość z przyjmowania Jezusa w komunii?”, a mnie to pytanie mocno pokazuje, że komunia z Jezusem to też komunia z innymi i rzeczywiście coś jest nie tak, jeśli nie umiemy po prostu ucieszyć się z bycia razem). Ktoś inny powiedział, że aby poczuć się zaproszonym do zaangażowania trzeba „lubić tu być”. A więc dla zaangażowanych to wskazówka, że potrzeba byśmy tworzyli środowisko, które da się lubić. Tworząc takie przyjazne miejsce możemy też zachęcać do zaangażowania rodziców dzieci pierwszokomunijnych lub osób przygotowujących się do bierzmowania, a więc ludzi, którzy są na etapie intensywniejszych kontaktów z parafią z powodu sakramentów. Ważne, by to nie było na siłę, by raczej próbować takie osoby pozytywnie zarazić pięknem robienia czegoś razem.

Należy też popierać zaangażowanie parafian poza parafią, np. w „Zupę na Pietrynie”. Ktoś zwrócił uwagę, że byłoby cenne, gdyby istniała strona internetowa ze  spisem wspólnot z diecezji (chyba warto, by osoba ta zgłosiła to administratorom strony archidiecezjalnej).

W tym kontekście należy też podkreślić różnorodny wymiar współodpowiedzialności świeckich. Są osoby, które uważają, że nie mają jakiś specjalnych darów/umiejętności, które sprawiłyby, że mogłyby poczuć się jakoś współodpowiedzialne za parafię. Jednocześnie opowiadają one o codziennej modlitwie za parafię i naszych księży, o opiece nad chorymi, o obciążeniu zadaniami związanymi z wychowaniem dzieci. Takie osoby realizują przecież swoją chrześcijańską współodpowiedzialność, choć nie zawsze doceniają swój dar. Zdrowa duchowość zawsze jest dopasowana do warunków życia i obowiązków stanu. Jeśli dajemy świadectwo życia chrześcijańskiego względem innych, to realizujemy współodpowiedzialność za Kościół. Trzeba robić tyle, ile można, oraz to, co można, a nie wpadać w pułapkę aktywizmu pozbawionego duchowych podstaw. Zadania jakie realizują w Kościele duchowni są dużo bardziej sprecyzowane, w przypadku świeckich w różnych okresach życia mogą one wyglądać inaczej. Ważne, by każdy czuł się częścią wspólnoty, wiedział, że jako chrześcijanin nie żyje osobno lub tylko w swojej rodzinie, ale jest żywą częścią wspólnoty parafialnej.

To ostatnie prowadzi do wypowiedzi świeckiej osoby głęboko zaangażowanej w życie parafii, która podkreśliła, że ważne jest zaangażowanie wewnętrzne. Nie o to chodzi, by robić jak najwięcej, ale o to, by odkryć swoje dary i uczyć się coraz lepiej robić to, do czego jestem powołany/powołana. Owocem wewnętrznego zaangażowania jest radość z tego, czym zostaliśmy obdarowani i docenienie wzajemnego bogactwa. Osoby głębiej zaangażowane często wskazują też, że źródłem ich działań jest troska. Może to być troska o dzieci (własne i nie tylko), o młodzież, o chorych. Gdy pojawia się potrzeba lub ktoś prosi o pomoc, to osoby te odbierają to jako wezwanie od Boga. Przy czym wspominano o bardzo różnorodnych zadaniach: od rzeczy najmniejszych (pomoc starszej osobie w wejściu do kościoła poprzez otworzenie przed nią ciężkich drzwi) po podjęcie trwałej posługi (bycie szafarzem).

  1. Wspólnota parafialna i małe wspólnoty parafialne

Na jednym ze spotkań zwrócono uwagę, że „nie jesteśmy rodziną”. W rodzinie dobrze się znamy i wiemy jak każdą osobę zaangażować (co ona potrafi, do czego ma talent). W parafii potrzebujemy wzajemnego poznawania się przy każdej okazji, bo nie wiemy, co kto potrafi. Bierność w rodzinie prowadzi do rozpadu, bierność w parafii prowadzi do tego samego. Ktoś powiedział: „trzeba podjąć działalność wypędzającą anonimowość z Kościoła”, „anonimowość zabija dobro w nas”. Jednocześnie trzeba mieć świadomość, że to, co jest możliwe w małej grupie ludzi, nie uda się w dużej. Dlatego potrzeba dbać o obecność jak największej liczby małych wspólnot (o różnym charakterze, zorganizowanych dla różnych celów, ale małych) mając jednocześnie świadomość, że nie każdy parafianin w jakiejś z tych grup się odnajdzie. Potrzeba więc też inicjatyw w stylu pielgrzymek, pójścia pieszo do kapliczki, wspólnego czytania Pisma Świętego. Ludzie zgromadzeni dookoła jakiegoś wydarzenia, inicjatywy, mogą przy okazji poznawać się, integrować. Podczas takich wydarzeń warto, by osoby pełniące już różne posługi były uważne na talenty przejawiane przez innych, by w przyszłości wiedzieć do kogo można zwrócić się z prośbą o taką, czy inną pomoc. To ważne byśmy tworzyli przestrzeń, w której dajemy siebie poznać, pokazujemy własne talenty i poznajemy talenty innych.

W obrębie parafialnych grup modlitewno-formacyjnych wartościowe jest zadbanie, by nie było jednej osoby odpowiedzianej za wszystko (lidera/liderki od wszystkiego). Lepszą metodą jest wprowadzanie jak największego podziału odpowiedzialności od samego początku działalności takiej małej wspólnoty. To oczywiście nie wyklucza pełnienia przez wybranych parafian funkcji liderów lub animatorów, bo jak ktoś inny zauważył ważne jest, by za konkretną posługę była odpowiedzialna konkretna osoba. Jednak osoba prowadząca daną grupę winna raczej koordynować wypełniane przez jej członków zadania, a nie usiłować zorganizować wszystko samodzielnie. Taka osoba winna czuć się wręcz odpowiedzialna za sprawianie, by talenty innych członków miały szansę zaistnieć.

Małe wspólnoty dają szansę na przygotowanie swoich członków do coraz pełniejszego zaangażowania. Dają one poczucie bycia potrzebnym i rozwijają relacje konieczne w procesie wspólnego rozeznawania kto do czego jest powołany. Następnie trzeba postępować na wzór harcerstwa, przekazywać innym odpowiedzialność w taki sposób, by najpierw osoba doświadczona robiła coś wspólnie z kimś mniej doświadczonym. Osoby odpowiedzialne powinny więc pomagać innym w dojrzewaniu do posługi i dodawać im pewności siebie poprzez to, że ktoś bardziej doświadczony jest blisko, w razie czego pomoże. Trzeba tu czasem sporej wrażliwości. Naszym celem winno być, by pomagać młodszym (nie chodzi o wiek) w przejściu od aktywności w grupie do bycia liderem. Bardzo ważny jest moment wycofania się, by pozwolić komuś innemu być w czymś liderem (nie koniecznie musi to być od razu liderowanie całą grupą, może to być odpowiedzialność za pewien aspekt jej działalności). Ten ktoś może daną rzecz robić inaczej niż to było dotychczas w zwyczaju i trzeba na to pozwolić (zaufać), trzeba też pozwolić na błędy. Dopiero wtedy dajemy i sobie, i innym, szansę na rozwój.

Strategia, by obecni liderzy/animatorzy dążyli do promowania kolejnych liderów/animatorów nie oznacza, że ktoś, kto dotychczasowo pełnił jakieś funkcje, stanie się niepotrzebny. To raczej oznacza możliwość budowania większej liczby małych wspólnot i bogatszego wachlarza zaangażowań. A potrzeby mamy ogromne. Przykładowo ktoś zwrócił uwagę, że potrzebny jest wolontariat skierowany na opiekę nad ludźmi starszymi. No i co z tego wynika? W parafii zapewne jest wiele osób, które chętnie zrobią zakupy starszej sąsiadce lub sąsiadowi, wrzucą grosz do puszki na jakiś potrzebny sprzęt rehabilitacyjny lub poświęcą czas, by z taką osobą po prostu porozmawiać. Brakuje jednak liderów, którzy taką pomoc zorganizują – pomyślą jak sformować sieć zakupową, zorganizują zbiórkę na sprzęt, umówią wolontariuszy z osobami samotnymi. Czasem jesteśmy nieskuteczni lub bezsilni, bo brak nam liderów.

Jednocześnie ważne jest, by ci liderzy, których mamy, umieli działać w pewnym porządku, nie traktować siebie i swojej grupki jako bytu odrębnego od reszty parafii. Mówiono tu o poddawaniu pomysłów pod rozeznanie księdza proboszcza, duszpasterza będącego opiekunem grupy i reszty wspólnoty, mówiono o ważności hierarchii, która pozwala odpowiednio dzielić posługi. Jednocześnie podkreślono, że aby jakaś inicjatywa zaistniała, potrzebny jest „zapalnik”, czyli charyzmatyczny przykład osoby, która pociągnie innych. Nie uważajmy jednak, że takie zaangażowane świeckie osoby (szafarze, liderzy, animatorzy) są niezniszczalne. Jeśli ich małe wspólnoty nie będą stanowiły dla nich wsparcia w rozeznawaniu, w przejmowaniu odpowiedzialności i zapraszaniu innych do współodpowiedzialności (by nie tylko lider zapraszał, ale wspólnota), to wcześniej czy później pojawi się odczucie, że posługa jest nadmiernym trudem, przyjdzie zniechęcenie i kryzys. O zaangażowanych świeckich można powiedzieć dokładnie to samo, co zwykle myślimy o księżach. Bez wsparcia wspólnoty nie umieją realizować swego powołania. Ktoś powiedział, że nie należy wymagać od siebie zbyt dużo, ale robić to, co się lubi, bo to będzie wystarczające. Tak jest na początku drogi współodpowiedzialności, przecież o to chodzi, by odnaleźć coś, co będę robić dla innych, ale jednocześnie świetnie się będę w tym czuć, będę się realizować. Z czasem jednak, gdy podejmie się jakieś zobowiązania względem innych, a pojawią się trudności, może się okazać, że będzie potrzebna pewna doza cierpliwości, wytrwałości (jak ktoś inny powiedział: trzeba być przygotowanym na trud i nie poddać się). Ostatecznie o to chodzi, by w parafii niemal każdy czuł się odpowiedzialny za coś, co może i chce robić, a nikt nie czuł się przytłoczony nadmiarem aktywizmu.

  1. Formacja ku współodpowiedzialności

 

Jak prowadzić świeckich do współodpowiedzialności w małych parafialnych grupach napisano w punkcie wyżej. Tutaj będą uwagi dotyczące ogółu parafii, bo przecież jedynie nieliczni należą do którejś z parafialnych wspólnot modlitewno-formacyjnych.

Podczas spotkań stwierdzono, że potrzeba częściej mówić w kazaniach niedzielnych o potrzebie zaangażowania świeckich, trzeba ukazywać ludziom, że w parafii powinniśmy dbać o siebie nawzajem na wzór tego, jak w dbamy o siebie w rodzinie. Brak zaangażowania wynika często z braku świadomości, że ktoś takiego zaangażowania potrzebuje, że jest ono naturalnym elementem życia chrześcijańskiego (by nie żyć tylko dla siebie). Należy przypominać wszystkim, że ta parafia jest nasza – świeckich i księży.

Podkreślono też wartość ogłoszeń duszpasterskich. Mimo że są długie, mogą pokazywać nam, że nasza parafia żyje. Dzieje się to, gdy w ogłoszeniach nie słyszymy o samych sukcesach, ale gdy pokazują jakieś problemy, słabości parafii, na które moglibyśmy jakoś zaradzić. Dzieje się tak też, gdy ogłoszenia pokazują ważne wydarzenia dla osób z naszej wspólnoty (zapowiedzi, chrzty, śmierci). Zwrócono uwagę, że gdy potrzebna jest jakaś konkretna pomoc w parafii to warto przedstawiać osobę świecką odpowiedzialną za daną rzecz (o ile taka jest), by inni mogli się zgłaszać właśnie do niej (np. „Oto Maciek, który zajmuje się tym i tym, jeśli jest tu ktoś, kto mógłby dołączyć żeby pomóc, to zapraszamy…”). Chodzi tu o pokazywanie zaangażowanych świeckich, o dawanie przykładu. Poza tym ogłoszenia dotyczące potrzeb parafii winny być bardzo konkretne, sformułowane w bezpośredni sposób. Dość regularnie w ogłoszeniach parafialnych pojawiają się też zaproszenia do różnych wspólnot. Zaproponowano, by trochę zmienić ich formę. Warto nie tylko wymieniać kiedy poszczególne grupy się spotykają, ale mówić o nich coś więcej. Oczywiście nie o wszystkich na raz, na przykład w październiku można powiedzieć więcej o Żywej Róży.

Ze strony księży ważna jest otwartość, zwyczajny uśmiech i pociąganie ludzi ku współodpowiedzialności także poprzez nieformalne rozmowy na przykład po niedzielnej mszy.

Zwrócono uwagę na ogromną rolę rodziców. Przekazanie dzieciom wiary to nie tylko przekazanie zestawu prawd i zwyczaju codziennej modlitwy, ale włączenie ich we wspólnotę Kościoła. Odkrycie, że zaangażowanie jest ważne, może być udziałem człowieka już we wczesnej młodości. To pozwala na poczucie bycia członkiem czegoś większego i ułatwia podejmowanie kolejnych odpowiedzialności. To ostatnie wymaga czasem formacji (wszystko zależy o jakiej odpowiedzialności mówimy, inne wymagania stawia się komuś, kto stroi choinkę, a inne lektorowi). W przypadku pewnych funkcji potrzeba czasu na podjęcie decyzji o zaangażowaniu i pewnej dozy dojrzałości. Ta ostatnia jest potrzebna nie tylko by wiedzieć, czy ja na pewno chcę to robić, ale też by nie ulec obawom przed porażką lub brakiem akceptacji ze strony niektórych ludzi.

 

  1. Uwagi końcowe

 

W polskim Kościele obserwujemy kryzys, ale czasami kryzys jest potrzebny. Jest on szansą na to, abyśmy się nawrócili. Któryś z uczestników spotkań powiedział, że każdy ma inną drogę do obudzenia. Aktywne włączenie się we wspólnotę Kościoła rzeczywiście można nazwać obudzeniem. Jest to moment, gdy przestajemy być w tej wspólnocie siłą rozpędu, a zaczynamy świadomie myśleć o sobie jako o cegiełce w budowli, której plany ma sam Bóg. Na spotkaniach wielokrotnie powtarzano, że zaangażowanie daje radość, a radość domaga się świadczenia, głoszenia. W naszej parafii rośnie poziom wzajemnej empatii, dobrze będzie jeśli nadal będziemy w taki zwyczajny sposób budowali coś, co ktoś nazwał „naturalną wspólnotowością”. Dobrze, gdyby nasze chrześcijaństwo owocowało w nas troską o siebie nawzajem, a troska owocowała różnorodnymi inicjatywami. To jest droga.

Na spotkaniu ogólnoparafialnym znów proszono o kontynuowanie spotkań synodalnych (w dowolnej formie). To oznacza potrzebę, by rozmawiać o parafii, by dzielić się doświadczeniem. Ponownie przypominano o pomyśle na parafialną kawiarenkę/klub. To oznacza pragnienie realnego doświadczania bycia wspólnotą. Mówiono o konieczności powiększenia znajomości katechizmu (choćby poprzez czytanie go i wyświetlanie tekstów przed mszą). To oznacza pragnienie, byśmy rozumieli swoją wiarę. Po raz kolejny proszono o skrócenie dystansu między księżmi, a wiernymi świeckimi. To oznacza pragnienie byśmy byli jedno bez względu na pełnione funkcje. Wspomniano też o potrzebie regularnej modlitwy za tych, którzy odeszli z Kościoła. To oznacza troskę. To wszystko ukazuje dzieło Ducha Świętego działającego w nas podczas spotkań synodalnych. Od nas zależy na ile się Mu poddamy.

Na jednym ze spotkań (w dwóch grupach) była osoba pracująca w Instytucie Statystyki Kościoła Katolickiego w ramach projektu związanego z synodalnością. Obserwowała ona nasze prace i podzieliła się swoimi spostrzeżeniami. Oto najważniejsze:

  1. Potrzebujemy lepszego zorganizowania przestrzeni międzywspólnotowej -> chodzi o przepływ informacji, harmonogramy, podział zadań itp. umożliwiające współpracę między różnymi grupami modlitewno-formacyjnymi.
  2. Charakteryzuje nas myślenie życzeniowe – > dużo opowiadamy o naszych marzeniach, a mało planujemy jak je osiągać.
  3. Powinniśmy poprawić nasz „internetowy kanał” przekazu Dobrej Nowiny, zwłaszcza z myślą o młodych.
  4. Młodych winniśmy formować do bycia liderami.
  5. W świeckim świecie istnieje coś takiego jak „zarządzanie kryzysem”. Chodzi o to, by przejść przez trudny czas i wyjść wzmocnionym, by zminimalizować straty, a zmaksymalizować zyski. My też powinniśmy w taki konkretny sposób wykorzystać kryzys jaki dotyka Kościół, by był okazją do rozwoju.
  6. Potrzeba nam szczerych wypowiedzi o tym jakiej parafii chcemy, jakie mamy porażki i sukcesy.

 

A na koniec element nieco humorystyczny. Ze wszystkich spisanych notatek została mi jedna, której wcześniej nie uwzględniłam, bo nie mam pojęcia, gdzie ją mogłabym tu dopisać. Jest to postulat: „Usunąć naklejki z ławek!”. Zachęcam wszystkich, którzy chcieliby coś dodać lub skomentować, do pisania na naszego parafialnego synodalnego e-maila. Całą korespondencję uważnie czytamy i uwzględniamy w kolejnych sprawozdaniach.